INNI O JÓZEFIE CHARYTONIE

Tygodnik Kulturalny

Pracownia jest jak łódź wypełniona duchami zmarłych. Zamieszkuje ją naród, który pochłonęły krematoryjne piece. I oto ze ścian pracowni Charytona - patrzą na nas Żydzi przez setki lat zamieszkujący miasteczka wschodniej Polski. Zawsze zagadkowi, egzotyczni, a jedno a jednocześnie nadający tym miasteczkom jedyny koloryt, narzucający tempo życiu, niezastąpieni jako rzemieślnicy i kupcy. Swarliwi i pełni godności, okrutni i miłosierni, mądrzy i upośledzeni. Wszyscy oni patrzą z portretów Charytona. Widzimy ich w uroczystym majufesie i świątecznie zadumanych na rynku swojego miasteczka, ekstatycznie rozmodlonych w bożnicy i rozwrzeszczanych w chederze. Widzimy ich także w ich ostatniej najtragiczniejszej drodze. Są oni różni: weseli i zatroskani, zamyśleni i rozbawieni, ale zawsze tragiczni. Na wszystkich twarzach jest piętno niezastąpionego dramatu, smutek bezdenny. Smutek jest w uśmiechu, tragedia w krzyku niespokojnym. Dlaczego Charyton z takim uporem ich właśnie uwiecznia? Dlaczego łódź siemiatyckiego Charona przewozi przez rzekę zapomnienia na brzeg wielkiej sztuki ten właśnie naród? Co go przykuwa do tej przeszłości? Miłość, chęć cofnięcia minionego na zawsze, szukanie odpowiedzi, jak się to stać mogło, czy wyrzut sumienia że się stało? To to tajemnica Charytona. Swoją łódź wypełnioną duchami prowadzi on wśród właściwego pejzażu. Pejzaż podlaski jest bowiem drugą pasją tego artysty. Pejzaż ubogi, brzozy, wierzby, zagajniki i cmentarze. Wszystkie te krajobrazy przenika smutek i melancholia. Stogi toną w jesiennej mgle, za rozwalonym murem cmentarnym, pełna rezygnacji i samotność krzyży, wiatrak z upiornie połamanymi skrzydłami. Taki jest siemiatycki malarz. Piewca zaginionego narodu i swojej rodzinnej ziemi.

H. D. Tygodnik Kulturalny „Łódź Józefa Charytona z Siemiatycz” Nr 34 z 21.III.1966 r.

***

Kontrasty

(...) Równie mocno utkwiło w pamięci malarza barwne środowisko Żydów, mieszkańców małych miasteczek Białostocczyzny sprzed roku 1939. Mieszkał wśród nich, podpatrywał ich obyczaje, pamięta nawet osobliwy smak i zapach specjałów ich kuchni. Gdy odtwarza ten nigdzie już chyba nie istniejący w takiej formie Świat nędzy przedmieść, biedoty małych miasteczek wspina się na wyżyny wyznaczone mistrzowskimi osiągnięciami Marca Chagalla. Maluje postacie o pełnych wyrazu twarzach bogato wyrzeźbionych ciężkimi zmaganiami o przetrwanie. Nie przypadkiem pamięta twarze tylko tych biednych, cieszących się swymi małymi zwycięstwami to znów zrozpaczonych lub załamanych walka ponad siły o utrzymanie swojej egzystencji.

Idzi W. Łukaszewicz: Józef Charyton
Kontrasty R. 1969, nr 1, s. 231

***

Fołks = Sztyme 1970

Józef Charyton może być opisywany rozmaicie: jako balzakowski wynalazca, jako mistyk – filozof i okultysta, jako autor traktatów moralno-obyczajowych, jako znawca zagadnienia niezidentyfikowanych obiektów latających i jako kolekcjoner rzadkich przedmiotów.

Ryszard Wójcik „Pustelnik z Siemiatycz”, Fołks = Sztyme nr 31/3963 z 1 VIII 1970

***

Hermanowicz o Charytonie

Sceny rodzajowe, jakie maluje artysta prezentują głownie grupy Żydów na tle zabudowań w małych miasteczkach. Charyton zna Białostocczyznę jeszcze z okresu przedwojennego i właśnie w swoich scenkach rodzajowych pokazuje ją taką jaka była w rzeczywistości.
Wreszcie portrety, tu także głównie głowy starych Żydów utrzymane w ciemnej tonacji, ekspresyjne a przy tym nie pozbawione swoistej psychologii. Czasem będzie to Cyganka o gorejących oczach i tej fascynującej urodzie ras południowych.
Kolor w tej twórczości uzależniony jest od tematu. (...) W scenach rodzajowych i portretach kolor ciemny, czarno-brunatny a i sposób kładzenia farby odmienny – szybkie szerokie pociągnięcia pędzla dają dodatkowy zamierzony efekt ekspresji. Zapytałem kiedyś artystę co skłania go do twórczości, do malowania: „muszę malować, urodziłem się z tą potrzebą, jest to moja życiowa konieczność. Nie wyobrażam sobie swojej egzystencji bez twórczości”.
Jest to chyba odpowiedź jaką dałby każdy prawdziwy artysta.

Jerzy Hermanowicz

Przedmowa do folderu wystawy w ZPAP BWA w Białymstoku Kwiecień - 1974

***

Kliknij Wójcik o Charytonie

Józef Charyton lat 58 – mężczyzna szczupły, raczej niewysoki, drobnej kości, o twarzy sugestywnej, pełnej zmiennego wyrazu, ruchy dynamiczne, wycelowane ku rozmówcy, chwilami gwałtowne. Głos matowy, ale ciepły, słowa swędliwe, biegnące wąsko za gestem wyciągniętej dłoni. (...)

Ryszard Wójcik „Odmieńcy” Warszawa 1974 Czytelnik s.81-83

***

Kultura i Ty 1975

Kiedy go poznałem nikt jeszcze o Charytonie nie wiedział. Nie mogłem, nie umiałem o nim pisać. Zaczynałem wiele razy, ale tekst wydawał się miałki, nędzny, nie pasował do niezwykłego zjawiska artystycznego. Potem przyszła sława i uznanie. (...) Był ufny jak dziecko. Życzliwy wszystkim. Rozdarowywał swoje bezcenne dzieła, pożyczał na wieczne oddanie (...).

Stefan Atles „Na śmierć Józefa Charytona” Kultura i Ty, kwiecień 1975

***

Malarz urodzony – Hermanowicz o Charytonie

Świat, którego już nie ma to wielki rozdział twórczości Charytona. Świat semicki. Dziesiątki głów żydowskich, małomiasteczkowe uliczki ze scenkami rodzajowymi, których aktorzy to starzy brodaci Żydzi w jarmułkach stojący grupkami, siedzący na schodkach swoich malutkich sklepików - interesów. Świat taki częsty w małych miasteczkach Białostocczyzny, który bezpowrotnie minął. Szczególnie te głowy fascynują: głęboko zapadle, żarzące się ciemne oczy, siwy zmierzwiony zarost, jakąś przedziwną życiowa mądrość w tych twarzach. Malowane przecież z pamięci, z migawkowych wspomnień dawno minionych dni, a nacechowane portretową autentycznością, psychologią. Dużo, bardzo dużo tych głów malował Charyton. Tradycja. Echa minionego czasu.
Obserwował z boku, pracując po swojemu, tradycyjnie - dobrze. Był konsekwentny do końca. Czy wygrał czas pokaże.

Jerzy Hermanowicz

Z folderu do wystawy „Józef Charyton 1910-1975. Malarstwo, grafika, rysunek”
Związek Polskich Artystów Plastyków Biuro Wystaw Artystycznych w Białymstoku
Listopad 1976

***

ZPAP o Charytonie


Wstąpił do nas jako dojrzały ukształtowany artystycznie malarz. Był skromny zawsze i jakby wyciszony, choć najlepiej z nas potrafił przedłużać życie umarłym nastrojom miasteczek i niemodnym stylom malowania. Był uprzejmy i pogodny choć kłopotów miał sporo, ale dowiadywaliśmy się o nich za późno i nie od niego.
Miłość do przyrody i rodzinnych stron w których mieszkał powodowała, że widzieliśmy go rzadko. Wtedy, w natłoku agresywniejszych wydarzeń, wizyty te nikły. Teraz, z perspektywy czasu i śmierci – czujemy ich brak.
Z jego twórczości najwyżej ceniliśmy portrety żydów, ale pejzażystą były również jednym z najlepszych w białostockim środowisku.


Zarząd Okręgowy Związku Polskich Artystów Plastyków w Białymstoku

Z folderu do wystawy „Józef Charyton 1910-1975. Malarstwo, grafika, rysunek”
Związek Polskich Artystów Plastyków Biuro Wystaw Artystycznych w Białymstoku
Listopad 1976


***

Marian Brandys o Charytonie


„(...) Wychował się w małym kresowym miasteczku o ludności w większości żydowskiej. Z Żydami chodził do szkoły, żydowska kupcowa zaopatrywała go w żywność. Żyd krawiec nicował mu ubranie, w żydowskim sklepiku kupował pędzle i farby, śniadzi żydowscy chłopcy żydowskie dziewczyny o czarnych słodkich oczach pozowali mu do pierwszych biblijnych obrazów. Przyzwyczaił się i przywiązał do tego hałaśliwego i zapobiegliwego ludu, miał wśród nich przyjaciół, stanowili część jego życia. A potem był milczącym świadkiem ich tragicznego końca. Widział, jak wyniszczali ich hitlerowcy. Jak zadawano im nieludzkie upokorzenia i cierpienia, jak ginęli gwałtowną śmiercią, albo po długich męczarniach.
Po wojnie nie od razu powrócił do malarstwa, był zajęty innymi sprawami, poświęcił się całkowicie pracy nauczycielskiej. Ale której nocy – kto wie, czy nie stało się to po sprowokowanym przez „nieznanych sprawców” pogromie kieleckim – pomordowani Żydzi z rodzinnego miasteczka przyszli do niego we śnie. Potem przychodzili już co noc. Nic nie mówili, tylko patrzyli, jakby domagając się czegoś. Wtedy kupił pędzle i farby i zaczął ich malować. Początkowo tylko znajomych: krawca Goldberga, Ruchlę – dostawczynię mleka, sklepikarza Szmulowicza, śliczną Chanę z kiosku ze słodyczami, która pozowała mu kiedyś do obrazu „Judyta i Holofernes”. Potem przyszła kolej na innych, nieznanych z imienia, zapamiętanych z wyglądu...
Po wydarzeniu roku 1968, kiedy Żydzi zaczęli na gwałt z Polski wyjeżdżać – malowanie portretów żydowskich stało się dla Charytona moralnym musem.”

Kilka tygodni przed śmiercią pisał:
„Z moimi Żydami rachunki zamknąłem – pisał – przestali nawiedzać mnie nocami, bo namalowałem ich już wszystkich”

Marian Brandys „Strażnik Królewskiego Grobu. Opowiadanie o Józefie Charytonie z Siemiatycz” Wydawnictwo Iskry, Warszawa 1984

***

Renata Saniewska o Charytonie


Pośmiertna wystawa twórczości Józefa Charytona powstała z inicjatywy białostockich przyjaciół artysty, świadomych ogromu pozostałej po nim spuścizny. Troską ich było zgromadzenie jak najwięcej prac uprzednio nie wystawianych, a znajdujących się w zbiorach prywatnych i muzeach. Udało się dotrzeć do notatek J. Charytona, które przybliżają tę bogatą osobowość i czynią bardziej intymnym odbiór jego twórczości. Ukazują piękno człowieka o silnym charakterze i wielkim sercu, dumnego w samotności i bólu nie spełnionych nadziei.
Zwracają uwagę dwie pasje artysty. Pierwsza - to poznanie i pozyskanie człowieczego serca, druga to pragnienie najgłębszego przeżycia i zrozumienia piękna matury świata. Z głębokiego współczucia dla niedoli ludzkiej zrodził się miedzy innymi wspaniały malarski i graficzny zapis żydowskiego świata kresowych miasteczek. Zachwyt pięknem przyrody objawił się mnogością różnorodnych pejzaży. Dziś stanowią one nie tylko utrwalenie stanu emocjonalnego artysty, lecz także swoisty dokument zmieniającego się krajobrazu ziemi ojczystej. Ziemia Białostocka obfitująca w talenty ludzkie, ze swa różnorodnością etniczna i kulturowa była szczególnie wdzięcznym tematem dla człowieka związanego z nią niemal całym swym życiem.
Niezbyt często artyści ujawniają swoje stany degresji tak szczerze, jak czyni to w zapiskach z 1950-1958 roku Charyton. Wbrew pesymistycznym nastrojom wkrótce nastąpił okres wyjątkowego ożywienia twórczego i pozyskiwania należnej mu stawy. Charyton - ,,wieczny tułacz" - żył jak w diasporze wobec uznanych wartości materialnych, artystycznych, filozoficznych, a nawet obowiązującego stylu życia. Rychło jednak nastąpił okres, w którym artysta odnalazł swoje ,,miejsce w świecie" i pozyskał należne mu uznanie.
Za tę wierność i bliskość spraw ludzkich, choćby najdrobniejszych, które zamknął w ramach płótna czy kartonu, pozostał głęboko w pamięci ludzi znających go osobiście. Obecna wystawa daje szanse kolejnego poznania malarza również dla tych, którzy zetkną się z nim po raz pierwszy.

Renata Saniewska

***

Portrecista umarłych


Na wystawie w białostockim Ratuszu zgromadzono około stu rysunków i obrazów Józefa Charytona przedstawiających sceny rodzajowe i portrety polskich Żydów. Wszystkie powstały po wojnie, z pomięci – na prośbę umarłych...
Wracali do niego zmarli, a dawniej znani Żydzi, jakby prosząc o namalowanie - czytamy we wspomnieniu o Charytonie. - Przed laty stał w ukryciu i chciał fotografować sceny rozstrzeliwań całych żydowskich rodzin. Nie zostawił dokumentów z tamtej zbrodni, bo za każdym razem ręce opadały pod ciężarem okrucieństwa.

Obrazy pod powiekami
„Prośby umarłych" malarz spełniał z pasja i poświeceniem. Trudno obecnie ocenić, ile „tkwiących pod powiekami" obrazów Żydów wydobył artysta w czasie swego życia. Ocenia się, że było ich kilkaset. Charyton nie traktował z pietyzmem swoich obrazów, rozdawał je na lewo i prawo. Tak wspominają znający go ludzie, wystarczyło pochwalić obraz, by stać się jego właścicielem, sprzedawał za grosze, dziesiątki prac zaginęło lub uległo zniszczeniu.
Kolekcja zatytułowana „Czas przywołany'', która możemy oglądać w Ratuszu składa się ze zbiorów Muzeum Podlaskiego, ale przede wszystkim z kolekcji Żydowskiego Instytutu Historycznego. Najciekawsze spośród eksponowanych prac są bodaj rysunki. To niezwykle prace, rodzaj ,notatek rysownika", jakby podchwycone, błyskawicznie zapisane z natury twarze, pozy, sceny zbiorowe. Patrząc na nie, przyglądając się różnorodności typów ludzkich i sytuacji, nie trudno uwierzyć, ze choć portretowani ludzie dawno nie żyli, artysta doskonale ich, widział w chwili tworzenia...

Twórca osobny
Wystawa rozbudza apetyt na jakąś szeroką retrospektywę prac Józefa Charytona. Był on nie tylko malarzem, ale również poetą, wynalazcą, mistykiem. Interesował się powstawaniem religii, odległymi cywilizacjami, okultyzmem, a jednocześnie całe lata poświecił na budowanie „generatora magnetycznego opartego na oddziaływaniu pól magnetycznych". Był człowiekiem o zadziwiająco bogatym życiu wewnętrznym, który wybrał samotność i życie na prowincji. Warto o tym wszystkim pamiętać; oglądając wystawę Józefa Charytona w Ratuszu - warto mieć świadomość, ze obcuje się ledwie z drobnym odpryskiem dzieła tego niezwykłego, osobnego twórcy i człowieka.

(JER) Kurier Poranny 20 stycznia 2003

***